Wyszukiwanie : .Szukaj w blogu.

2. Szukaj w blogu - zbiórczo

BEATLES and the STONES - vol. 1

Setki piosenek w samej Wielkiej Brytanii, tysiące słuchaczy, fanów muzyki, zwyczajnych ludzi odwołuje się do czasów, gdy wypadało być fanem tylko jednej z dwóch grup: The Beatles - określanych mianem "grzecznych chłopców" oraz ich alter ego, "tych złych", nie nazywanych dumą narodową kraju, The Rolling Stones.
 W tekstach piosenek pop kultury tego jak i przede wszystkim ubiegłego wieku, znajdziemy często zwroty odwołujące się do czasów gdy rząd dusz na całym świecie trzymały te dwa zespoły. I już nie tylko w Wielkiej Brytanii, choć tam zwrot 'czasy Beatlesów i Stonesów' jest pojęciem kulturowym, wektorem czasowym szczególnie wrażliwym dla mieszkańców Wysp. Angielska młodzież, zanim pojawiła się prawdziwa wojna Rockersów i Modsów (dość brutalna, warto obejrzeć film Quadrophenia z muzyką The Who), pytała siebie przy poznawaniu:  jesteś Beatlesem czy Stonesem ?Ale jak wspomniałem, nie tylko  zjawiska 'beatlemanii' i 'stonesomanii'  dotyczyło mieszkańców UK. 

John i Mick

Trzeba zaznaczyć, ze choć jedna grupa fanów - na całym świecie -  jednoznacznie opowiadała się za swoimi idolami, to nie wyrażała głębokiej niechęci czy nienawiści do drugiego zespołu i jego fanów. Beatlesi i Stonesi się uzupełniali w przestrzeni publicznej jak i w wyobraźniach fanów, nawet do tego stopnia, że menadżerowie obu zespołów ustalali terminy emisji swoich płyt, by ze sobą nie konkurowały i nie drenowały zbytnio kieszeni młodych fanów. Stonesi mieli też zawsze kaca, że swój pierwszy hit zawdzięczali zdolniejszym liverpoolczykom, a rodzice woleli jednak by na ścianach sypialni ich pociech wisiały podobizny grzeczniejszych chłopców w garniturach, choć Stonesi jak wszyscy inni w Wielkiej Brytanii na początku kopiowali Beatlesów także w strojach. Potem niestety we wszystkim z kręgu muzyki, od tekstów, aranżacji, układu muzycznego na płytach, tytułów pod okładki płyt. Ale o tym więcej także na moim blogu.
W pięknej balladzie, nowej bo sprzed bodajże kilku lat ("Cupid"), Kanadyjczyk Daniel Powter śpiewa:" you're the Beatles to my Stones..."  Cóż więcej dodać?

Paul, Keith, magia w studiu zdaniem Oldhama. Olympic Studios

Czytajcie także post: The Beatles & Brian Jones







ANDREW LOOG OLDHAM: Dwaj Beatlesi [John i Paul] nie słuchali 'We Love You' dłużej, niż zabrało im napisanie tekstu do „I Wanna Be Your Man” trzy i pół roku wcześniej. Stanęli wszyscy koło siebie, obwąchali się jak psy. 
Próby Stonesów harmonizacji swoich utworów były w przeważającej części tylko 'ciekawe' i bardziej wynikiem ciężkiej pracy i często to działało. Kiedyś któryś z nich powiedział, że 'Pet Sounds' [album Beach Boys z 1966] był największym albumem wszech – czasów, to możesz sobie wyobrazić jak mnie to zabolało. Paul i John ustawili się obok siebie i zmienili pas startowy samolotu w wyrzutnie rakietową. Ich głosy uśmiechały się do siebie jak bracia, gdy z nieładu odpadły wszystkie warstwy … odsłaniając hit! 
Charlie i Pau - sesja We Love You
Po raz kolejny niezorganizowani i zniechęceni Rolling Stonesi zostali zabrani do szkoły przez lepszych od siebie i z korzyścią dla nich. Gdy cała zła karma opadła, siedziałem tam sobie i oglądałem kurewską magię. 
 

[Andrew Loog Oldham - producent Rolling Stonesów, w 1967 roku, John i Paul zaśpiewali w chórkach w singlu The Rolling Stonesów 'We Love You'.]










Paul i Mick

BAD BOYS! Czy aż tak niegrzeczni? Od lewej: Wyman, Jagger, Watts, Jones i Richards.

 GOOD , CHARMING BOYS!

 W 2014 roku Amerykanin John McMillian, nauczyciel historii na Uniwersytecie stanowym w Georgii napisał książkę: Beatles vs Stones i jako zagorzały - od zawsze jak wyjaśnia - fan obu zespołów, w swojej publikacji nie staje absolutnie po żadnej ze stron. McMillian nie sugeruje czytelnikom dokonywanie wyboru, który ich zdaniem zespół jest (był) lepszy, i moim zdaniem chwała mu za to. W książce mamy opisane (przyznaję, że nie czytałem jej, ale korzystam ze źródeł dostępnych w sieci, gdyż książka jest dość szeroko komentowana) znane wszystkim fakty, jak doskonali menadżerzy w obu zespołach i ich pokojowe porozumienie, by 'sobie nie wchodzić w drogę', co oznaczało nie wydawanie w tym samym czasie płyt, o czym napisałem wcześniej. W ten sposób obaj menadżerzy stworzyli swoiste imperia finansowe, dzieląc rynek wg. zasady: teraz oni, potem my. Andrew Loog Oldham wcześniej pracował dla Epsteina, zanim poznał Stonesów. Warto tu przytoczyć ciekawą opinię Seana O'Mahony, edytora obu oficjalnych magazynów dla fanów każdego zespołu. Mahony stwierdza: The Beatles byli łobuzami, przedstawianymi jako grzeczne chłopaki, Rolling Stonesi na odwrót. 
John, po prawej Keith.

Wspomniałem wcześniej już o tzw. image'ach obu zespołów. Brian Epstein wcześniej zaszył - wbrew Lennonowi, popieranemu po cichu przez Harrisona - w ładne, eleganckie garniturki. Stonesom zabrało trochę czasu, by z obowiązkowych wtedy mundurków, w których każdy brytyjski zespół naśladował Beatlesów, przeobrazić się w bardziej niedbale ubranych, ostrzyżonych i wiecznie nadąsanych (na zdjęciach oczywiście) także bardzo zdolnych muzyków. O epitetach jakie nadano muzykom obu zespołów zadecydowało też osobista uroda całej dziewiątki. Beatlesów postrzegano jako przystojnych, urodziwych, bliźniaczo do siebie podobnych młodzieńców. Stonesi wizualnie byli dużo mniej atrakcyjni ale to Mick Jagger stał się niebawem symbolem seksualnym na całym świecie. Przypuszcza się, że tylko Warren Beaty, hollywoodzki aktor może równać się ilością zdobytych kobiet z wokalistą i jednym z dwóch liderów The Rolling Stones. Ale to już temat na inną historię. John McMillian zauważa w swojej książce, że choć Beatlesi sprzedawali dużo więcej płyt niż Stonesi, to ci ostatni szybciej zawojowali bardziej wyrafinowaną publiczność niż nastolatki wielbiące Fabsów. 
Dopiero od albumu 'Revolver' artystyczna bohema Wielkiej Brytanii zaczęła akceptować Wielką Czwórkę. Wczytując się uważnie w recenzje książki, mogę napisać, że wydaje się  bardzo interesującą pozycją. Przypomina się w niej wiele faktów, często znanych ogólnie, ale zgromadzonych w jednym miejscu, mieszczących się dokładnie w definicji tematu z okładki. The Beatles zostali odrzuceni przez Decca Records, ale później gdy odnieśli pierwszy sukces wskazali Stonesów jako ciekawy zespół, wart podpisania z nim kontraktu. Wiemy o tym. Gdy Stonesom brakowało pierwszego hitu, a oba zespoły już się dobrze znały, John i Paul oddali im naprędce napisany przebój  "I Wanna Be Your Man". Także wiemy, ale czytając fragmenty opisujące te zdarzenia zanurzamy się ponownie w te magiczne czasy. Autor ma lekkie pióro i to jest najważniejsze. Z książki dowiemy się także, że w 1967 roku obaj liderzy Beatlesów wzięli udział w nagraniu kolejnego singla Stonesów (tekst wyżej). Nie można także zignorować faktu, że olbrzymi sukces The Beatles za oceanem w 1964 roku, otworzył drogę do Ameryki wszystkim zespołom (i solowym wykonawcom) z Wielkiej Brytanii (tzw. Brytyjska Inwazja), a szczególnie bardzo zawsze ciepło reklamowanym przez Beatlesów wśród amerykańskich reporterów londyńczykom. McMillian nie odkrywa Ameryki swoją książką ale dzisiaj pisząc cokolwiek o tych zespołach trudno nawet dostrzec we mgle  zarys tego 'kontynentu'.



Paul McCartney spytany o naśladownictwo Beatlesów przez Jaggera i spółkę odparł:  "To prawda. Spójrzcie na historię, pojechaliśmy do Ameryki, oni rok później także. Napisaliśmy ich pierwszy singiel (tu Paul się myli, pierwszym była kompozycja Chucka Berry'ego 'Come On' - RK), 'I Wanna Be Your Man'. Weszliśmy w psychodelię, oni zrobili to samo. Ubieraliśmy się jak czarodzieje, oni ubierali się jak czarodzieje..." Paul zawsze dodawał, że kochał Rolling Stonesów, ich muzykę. Uważa, że jego aktywna działalność koncertowa skłoniła Jaggera i spółkę także do częstszych tras.
Trzeba też podkreślić, że wszyscy Beatlesi i Stonesi  przyjaźnili się ze sobą. Smutne jest jak Mick Jagger wspominał, jak mieszkając swego czasu w Nowym Jorku bardzo chciał utrzymywać przyjacielskie kontakty z Johnem, ale odizolowała ich od siebie Yoko.

MICK: Nie mogłem się nigdy do do niego dodzwonić, spotkać, umówić się. Zabrac go na piwo. Blokowała nasze kontakty Yoko. Powiedziała mu, że mam złe wibracje. Wtedy straciłem go jako kumpla. 


House Of Love - The Beatles and The Stones


A teraz trochę zabawy i porównań muzyczych.  Piosenki, które nagrały te same zespoły (to nie tylko wspomniana 'I Wanna be Your Man' - Ringo zaśpiewał ją na albumie 'With The Beatles'):
1. "Money"  wersja Beatlesów zdecydowanie bije na głowę wersję Stonesów, którą Londyńczycy wydali rok po Beatlesach. 'Money' Beatlesów to powalający, ekspresyjny rock and roll, wersja Stonesów uważana jest za bardzo surową niechlujną. Posłuchajcie w linku.
Z drugiej strony wersję 'I Wanna Be Your Man' w wykonaniu Stonesów uważa się za dużo lepszą niż wersja autorska, dzięki znakomitej grze Jonesa na slide gitarze i zdecydowanie lepszym śpiewie Jaggera. Pod koniec lat 60-tych wg. czytelników (nie pamiętam już jakiego magazynu muzycznego) wymarzony zespół gwiazd miał w swoim składzie Johna Lennona na gitarze rytmicznej, Erica Claptona na gitarze solowej, Jacka Bruce'a na basie i Micka Jaggera przy mikrofonie. Nie pamiętam kto na perkusji ale uzupełnię tą wiedzę.

2. "Roll Over The Beethoven" - The Rolling Stonesi nagrali ją 23 września 1963 na sesji dla Radia BBC. Piosenka w wykonaniu Stonesów stosunkowo mało znana, bo wydana tylko na bootlegu. Dla mnie obie wersje bardzo interesujące.

3. "Carol" (Chuck Berry) - The Beatles nagrali ją dla BBC 2 lipca 1963 (oficjalnie ukazała się na 'Live At The BBC' w 1994), wersja Stonesów ukazała się na 1-szym albumie zespołu i została zaakcentowana na jego okładce. Zdecydowanie lepsza wersja Beatlesów - nie tylko moim zdaniem.

4. "Memphis, Tennessee" (znowu Chuck Berry) - oba zespoły nagrały tą samą piosenkę ale nie zdecydowały umieścić jej na oficjalnych wydawnictwach. Beatlesi nagrali ją 1 stycznia 1962 na słynnym przesłuchaniu dla Decca Records, oraz 7 marca 1962 - z Bestem na perkusji. Później zespół wykonywał ją dla BBC wiele razy z Ringiem na bębnach, zawsze z Johnem (zespołowym Chuckiem Berry'm) na wokalu. Stonesi nagrali ją w czasie tej samej sesji co 'Roll Over Beethoven' 23 września 1963. Nie wydana oficjalnie. Zdaniem fachowców wersja Rolling Stonesów bardziej interesująca.
 
5. "I’m Talking About You" - (i znowu Chuck Berry) - wersja Stonesów bez "I'm" na początku, skrócona do 'Talking About You'  ukazała się oficjalnie na dwóch studyjnych albumach zespołu, "December’s Children"(w USA) oraz "Out of Our Heads" (w UK). Zespół powrócił do piosenki, bo nagrał ją dwa lata wcześniej na wspomnianej tu sesji z 23 września 1963. Wersja Beatlesów to wczesna, z grudnia 1962 z taśm nagranych w Star-Clubie w Hamburgu. 16 marca 1963 zespół ją dla BBC ale oficjalnie ukazała się  dopiero w 2013 roku na CD: On Air: Live at the BBC Vol. 2. Obie wersje dwóch klasyków rocka bardzo udane.

6. "Little Queenie" (tajemniczy Chuck Berry) - okazać się może, że Beatlesi i Stonesi dzielili swoją fascynację czarnoskórym Królem Rock And Rolla. Kolejna jego kompozycja. Stonesi wydali piosenkę na swoim drugim koncertowym albumie, w 1970 roku na "Get yer ya-ya's out". Utwór już bez Briana Jonesa, bardzo różniący się od oryginału, bardzo funkowy i dużo wolniejszy. Jedyna wersja tej piosenki w wykonaniu Beatlesów znalazła się na albumie-bootlegu z hamburskimi nagraniami, słabej jakości. Szkoda. Obie wersje interesujące.

The Rolling Stones - I Wanna Be Your Man
The Rolling Stones - Money 
The Rolling Stones - Roll Over Beethoven
The Rolling Stones - Carol    *   The Beatles - Carol
The Rolling Stones - Memphis,Tennessee  *  The Beatles - Memphis Tennessee

Mój TOP 25 The Rolling Stones

Oczywiście fotomontaż: Fab4 jako Stonesi.
Niebawem w blogu jeszcze kolejne odcinki z tego tematu - musimy poczekać aż dojdziemy w HISTORII do końca istnienia zespołu.
Muzyczny blog Historia The Beatles Music Blog
Polski blog o najwspanialszym zespole w historii muzyki.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz